poniedziałek, 29 czerwca 2015

Prolog

CZTERY LATA WCZEŚNIEJ

Siedziałam na wykuszu* wlepiając wzrok w scenę rozgrywającą się za oknem. Policzki miałam mokre od płynących łez i co chwilę moje żałosne pociągnięcia nosem przerywały panującą ciszę. Stał tam, po drugiej stronie ulicy, wydawał się równie przygnębiony jak ja.  Głowę miał spuszczoną, raz nawet dotknął policzka chcąc otrzeć łzę. Jego ojciec właśnie pakował do bagażnika samochodu ostatnie walizki i torby. Wreszcie złapałam kontakt wzrokowy z 16-letnim chłopcem, uśmiechnął się smutno i potarł kark w geście zakłopotania, a może to była bezradność? Stróżki wody kreśliły wzory po zewnętrznej stronie okna. Wydawało się, że świat rozpacza razem ze mną. Pokręciłam głową nie mogąc pogodzić się z rzeczywistością, liczyłam, że to koszmar, że zaraz się obudzę. Patrzyłam jak mężczyzna obok niego zatrzaskuje klapę od bagażnika upewniając się jeszcze, że jest szczelnie zamknięty. Poklepał syna po ramieniu i pokierował się prosto do drzwi kierowcy. Mój wzrok znów spoczął na szczupłym chłopcu, jego ciemne oczy wpatrywały się we mnie, a kąciki st opadły, tak jakby walczył ze sobą by się nie rozpłakać. Miałam ochotę pobiec tam i spytać się czy to konieczne, czy musi jechać, powiedzieć mu, że nie chcę by odchodził, chciałam wierzyć, że gdy go przytulę on odwzajemni uścisk i zostanie ze mną na zawsze. On jednak tylko podniósł dłoń i pomachał krótko.          
Przyłożyłam usta do drżącej dłoni powstrzymując szloch. Nie mogę uwierzyć, że prawdopodobnie widzę go po raz ostatni. Samochód ruszył obryzgując wodą trawnik i płot domu, w którym dotychczas mieszkał. Wybiegłam z domu nie bardzo wiedząc czego oczekiwałam. Pobiegłam jednak za samochodem ile sił w nogach. Tenisówki zanurzały się a wodzie i błocie spowalniając moje ruchy a samochód oddalał się coraz szybciej. Duże krople wody chłostały moją twarz zmuszając mnie do przymknięcia powiek.
- Zayn! – krzyknęłam. Zatrzymałam się dopiero kiedy pojazd zniknął za zakrętem, a moja nadzieja całkowicie uleciała. 
– Zayn, zaczekaj – wyszeptałam żałośnie. Upadłam na kolana zatapiając się w błocie. Spuściłam głowę i pozwoliłam łzom znów wydostać się z kącików oczu. Czułam jak powoli spływają po moich policzkach, po szyi aby w końcu oderwać się od mojej skóry i uderzyć o ziemię. 
– Do widzenia – szepnęłam po raz ostatni i próbując opanować łkanie skierowałam się w stronę domu.

Popchnęłam ciężkie, drewniane drzwi i weszłam do środka. Byłam przemoczona do suchej nitki, łącznie z twarzą zalaną gorzkimi łzami. Mama wybiegła z kuchni, miała na sobie fartuszek w kwiecisty wzór a w ręku trzymała ściereczkę w kratę.

- Matko boska, gdzieś ty była? – spytała ale nie doczekała się odpowiedzi. Przeszłam przez przedpokój nie dbając o ciągnące się za mną błotniste ślady. Zdziwiłam się, kiedy nie zwróciła mi uwagi za brud na podłodze. Usiadłam na małej kanapie obok kosza na parasole i spuściłam głowę. Usłyszałam westchnięcie, a zaraz potem poczułam jak obicie kanapy ugina się pod jej ciężarem. Usiadła obok, nie odzywając się nawet słowem. Byłam jej za to wdzięczna, siedziała ze mną podnosząc mnie na duchu swoim towarzystwem. Za to ją kochałam, pod tym względem była najlepsza na świecie. Kilka słonych łez zmoczyło dłonie splecione na moich kolanach, ale wytarłam je szybko. 
– On odszedł – szepnęłam ledwo słyszalnie. Ciepłe ramiona mojej mamy owinęły  się wokół mojego ciała przyciągając mnie bliżej. Ucałowała czubek mojego czoła i zaczęła gładzić mokre włosy. Wciągnęłam jej zapach i poczułam jak uspokajam się pod jego wpływem.
– Był moim najlepszym przyjacielem. Znaliśmy się od zawsze…- ciągnęłam. 
– wiem kochanie, wiem…- wyszeptała kojąco i zaczęła gładzić mnie po plecach
– Czasami ciężko nam pogodzić się z czyjąś stratą, ale pamiętaj kochanie, czas leczy rany. – dodała. Przez moment pogrążyłam się w myślach i zapadła cisza. 
– Ale blizny zostają na zawsze. – stwierdziłam i wtuliłam się w ciepłe ciało mamy. Westchnęła w odpowiedzi na moje słowa. Wiedziałam o czym teraz myśli, znów wspomina tatę. Z mamą mamy świetne kontakty, może dlatego, że jesteśmy zdane tylko na siebie. Nie mam rodzeństwa, jestem jedynaczką. Tata zmarł na wojnie jak miałam niecałe 8 lat, jego oddział wysłano do Iraku, nie miałyśmy z nimi żadnego kontaktu aż pewnego dnia przyszedł telegram z wiadomością o jego śmierci. Uratował przyjaciela, zasłaniając go własnym ciałem, był prawdziwym bohaterem, i chociaż jego śmierć nie poszła na marne to z mamą nie mogłyśmy się z tym pogodzić. Z mamą długo rozpaczałyśmy po jego stracie, myślę, że ona najlepiej wie co to są blizny po ranach psychicznych. Jest niezwykle silną kobietą. Bez siebie nawzajem utonęłybyśmy w ciemnej otchłani i nigdy nie odbiłybyśmy się od dna. Siedziałyśmy tak przez chwilę wsłuchując się w nasze równe oddechy. 
– No dobrze kochanie, czas zwalczyć te nasze smutki. Co powiesz na gorącą czekoladę i sernik z malinami? – spytała wyciągając mnie na długość ramion. Kiwnęłam głową uśmiechając się słabo. Maliny to moje ulubione owoce, ostatni raz sernik z malinami zrobiła na moje 15 urodziny dwa miesiące temu.
– Pojadę do miasta po świeże maliny i inne składniki do ciasta a ty idź się przebierz i ogarnij troszkę w kuchni. – poprosiła wkładając niesforny kosmyk za ucho. Mieszkałyśmy na farmie w teksasie. Miałyśmy piękny dom, gospodarstwo a w tym 2 konie, psa oraz uprawy winorośli co również pomagało nam w utrzymaniu, bo produkowałyśmy naprawdę dobre wino. Jak na dwie osoby radziłyśmy sobie świetnie, tata zostawił nam spory spadek i dostałyśmy sporą sumę z odszkodowania  a mama miała dobrze płatną pracę.  
– Lucy, piesku chodź, idziemy się przebrać. – spojrzałam na mojego pięknego golden retrievera, który w odpowiedzi zamerdał wesoło ogonem. Włożyłam suche ubrania, psince zdjęłam chustkę z szyi i powędrowałam do kuchni. Za oknem nadal panowała ulewa. Minęło osiemdziesiąt minut odkąd mama wyszła z domu a do Dallas mamy zaledwie 4 kilometry. Błysnęło za oknem a później grzmot przerwał panującą ciszę. Lucy zapiszczała i kuląc się schowała się pod stół. 
– To nic Lucy, nie bój się. 
Włączyłam radio aby oczyścić myśli. Po chwili jednak chwyciłam telefon i wykręciłam numer do mamy. "Po usłyszeniu sygnału nagraj wiadomość…" usłyszałam automatyczną sekretarkę i z głośnym westchnięciem odłożyłam komórkę na blat. Zaczęłam się niepokoić. Moje nogi prowadziły mnie w prawo i w lewo nerwowym krokiem. Moja dłoń powędrowała do ust, obgryzanie paznokci to mój zły nawyk. Wsłuchałam się w słowa mojej ulubionej piosenki nucąc pod nosem, ale wciąż czułam jak moje serce obija się o żebra. 
– No mamo, odbieraj – powiedziałam sama do siebie. 
"Drodzy państwo, przerywamy audycję radiową. Chcemy poinformować wszystkich kierowców, że droga 35E w kierunku Red Oak jest nieprzejezdna. Dziesięć minut temu miał miejsce tragiczny wypadek. Zderzyły się dwa pojazdy, ciężarówka, którą prowadził pijany mężczyzna potrąciła jadącego z naprzeciwka czarnego Pickup Forda, niestety właścicielka potrąconego samochodu zginęła na miejscu. Próbujemy ustalić tożsamość ofiary, niestety kobieta nie posiadała przy sobie dokumentów. Prosimy o pomoc w ustaleniu tożsamości, zwróciliśmy uwagę na charakterystyczny znak pojazdu. Na drzwiach od strony kierowcy znajdują się ślady dłoni, jeśli ktokolwiek kojarzy opisywany pojazd proszony jest o zgłoszenie się do najbliższej komendy policji..."
 Teraz przed moimi oczami mam wydarzenia z 3 urodzin. Siedzę między nogami mamy, na trawie. W dłoni trzymam pędzel a obok mojej nogi stoi otwarta puszka z farbą. 
– Zawsze marzyłam o takim domku dla lalek, jesteś najlepszą mamą na świecie. – piszczy mała dziewczynka, a iskierki radości skaczą w dużych brązowych oczach. Ja jestem tą dziewczynką. Szczęśliwą dziewczynką z najwspanialszą mamą na świecie. 
– Muszę siusiu - mówię a mam uśmiecha się ciepło. Podaje mi rękę i pomaga mi wstać po czym łaskocze odkrytą skórę na nogach. Chichoczę i próbuję uciec przed dotykiem mamy ale potykam się o nogę mamy i o mało nie upadam. Podtrzymuję się karoserii samochodu, na którym zostaje miały ślad mojej dłoni. 
– Ojej, mamusiu… - mówię smutno gdy widzę białą plamę. Kobieta przytula mnie i całuje w policzek. 
– Nie martw się, będzie to nasza pamiątka. – mówi i również przykłada swoją dłoń do karoserii. Teraz widnieją na niej dwa ślady.

Wróciłam do rzeczywistości. Upadłam na kolana chowając bladą twarz w dłoniach. Moje ciało zaczyna drżeć i momentalnie czuję, że ziemia osuwa mi się spod nóg. 
– Nie, mamo. Błagam, nie. Nie zostawiaj mnie.- mówię, ale już nikt nie usłyszy. Nikt nie wróci do domu, nikt nie przytuli mnie, gładząc mnie po plecach. Zostałam sama.

__________________________________________________________



*wykusz- siedzenie wbudowane zamiast parapetu, typowe dla amerykańskich domów. 

6 komentarzy:

  1. Piękne, a szczególnie grafika. Jerzy wymięka./Dufcio

    OdpowiedzUsuń
  2. Współczuję jej :< Jej tata zginął na wojnie, przed chwilą opuścił ją jej przyjaciel, a teraz jej mama...dziewczyna została całkiem sama, nie wyobrażam sobie co musiała czuć, tracić tyle ważnych dla siebie osób.
    Masz bardzo ciekawy styl pisania, podoba mi się ;3
    Jedna uwaga: czy mogłabyś oddzielać dialogi? Kiedy są w lini ciągłej z innym tekstem trudno się czyta.
    No i cudny szablon. Nie potrafię się do niczego przyczepić, tekst wynagradza absolutnie wszystko <3 Idę czytać dalej.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pewnie, zmienię to :) Dziękuję za komentarz, na prawdę dużo dla mnie znaczy <3

      Usuń
  3. idk nie chce mi się czytać ale pewnie jest supi dupi w chuj lovsi kc czekam na wiecej

    OdpowiedzUsuń
  4. Piękny blog to i pewnie ty jesteś piękna :*

    OdpowiedzUsuń

Do komentarzy proszę wklejać linki własnych blogów :) z chęcią zajrzę i również zostawię komentarz.