(Thomas)
Obserwowałem piękną dziewczynę śpiącą w fotelu obok. Miała lekko rozchylone usta, jej długie rzęsy spoczywały na górze policzków. Wsłuchiwałem się w jej spokojny, miarowy oddech. Uśmiechnęła się lekko przez sen. Siedzieliśmy w samochodzie zaparkowanym pod jej kamienicą. Westchnąłem cicho rozpamiętując ostatnie dni, teraz jestem chyba na prawdę szczęśliwy. Codziennie obwiniam się za to, że ją zostawiłem. Nie ma dnia, w którym nie nękałoby mnie poczucie winy. Czemu zawsze dobrym ludziom przydarza się tyle nieszczęść? Jestem przekonany, że Elena jest ludzkim wcieleniem anioła. Tyle,że co chwila coś podcina jej skrzydła...Wysiadłem z samochodu i przeszedłem na drugą stronę. Otworzyłem drzwi, zimny podmuch wiatru sprawił, że drobne ciało Eleny zadrżało. Musnąłem lekko jej policzek próbując delikatnie ją wybudzić.
- Wstawiaj śpiąca królewno - szepnąłem. Mruknęła w odpowiedzi na co zaśmiałem się cicho. Będę musiał ją zanieść. Wsunąłem rękę pod jej kolana a drugą umieściłem na jej plecach. Podniosłem ją i przytuliłem do siebie otulając ją ciaśniej moją kurtką. Sięgnąłem jeszcze po jej torebkę i położyłem na jej udach. Wtuliła twarz w moje ciało próbując się ogrzać. Wchodziłem po stopniach zbliżając się do jej mieszkania. Już miałem włożyć klucz do dziurki kiedy jakiś mężczyzna wyszedł z jej mieszkania. Zdziwiony zrobiłem krok do tyłu.
- Co tu robisz? - spytałem w dość nieuprzejmy sposób. - Kim jesteś? - dodałem widząc, że facetowi nie zbiera się na odpowiedź. Mężczyzna odchrząknął przygotowując się do wyjaśnień.
- Terry Brown, jestem właścicielem tego budynku i z przykrością stwierdzam, że panna Mason już tutaj nie mieszka. - powiedział i rzucił nerwowe spojrzenie na Elenę, która spała w moich ramionach. - Jak to nie mieszka? - spytałem lekko podniesionym tonem.
- Ma sporo zaległych opłat. Nie płaci rachunków w terminie, nie opłaca mi się wynajmowanie mieszkania takiej osobie. Znalazłem nowych lokatorów więc panna Mason musi się usunąć. Nic nie mogę poradzić. Żegnam pana. - skłonił lekko głowę i odszedł nawet się nie oglądając. Spojrzałem w dół na twarz Eleny, We śnie człowiek znajduje się we własnym świecie, czasem pływa w głębokim oceanie. a czasem stawia pierwszy krok w chmurach i zapomina o problemach. Nie zostawię jej. Już nigdy. Odwróciłem się w stronę wyjścia i ruszyłem z powrotem do mojego samochodu.
(Elena)
Siedzę w swoim pokoju na drugim piętrze. Jest cicho. Już od miesiąca, szarość spowija otoczenie. Trzeci dzień siedzę bez ruchu, z pustym wyrazem twarzy, z ociężałym sercem i z oczyma ciężkimi od gorzkich łez. Wpatruję się w dom stojący po drugiej stronie ulicy, równie szary i opuszczony jak wczoraj i miesiąc temu. Wydawałoby się, że jest to koszmar, może śnię na jawie. I tylko ból, który rozrywa me ciało upewnia mnie w tym, że to jednak rzeczywistość. Przejeżdżam wzrokiem po oknach na drugim piętrze domu na przeciwko. Cicha nadzieja tli się, próbując przekonać mnie do niemożliwego. Wpatruję się w ciemne okno, spodziewając się ujrzeć chłopca, którego tak bardzo teraz potrzebuję. Ale go tam nie ma. Nie ma i nie będzie. Zaczynam oddychać ciężko, czując, że bariera ustępuje. To co siedzi we mnie zaraz uleci. Opieram ręce przed sobą, jakby konając. Łzy ponownie bezlitośnie napływają do zmęczonych oczu. Zatrzymuję na chwilę powietrze w płucach wpatrując się w podłogę. I krzyczę. Wyrzucam cały ból. Wydzieram się wniebogłosy ale nic nie słyszę. Już brakuje mi powietrza ale nie przestaję. Krzyczę głośniej chcąc pokonać to straszne uczucie. Ale potem wszystko znika. Cały obraz niknie, rozpada się jak domek z kart. Grunt odchodzi spod nóg i czuję jakbym była w nicości. Upadam w nią głębiej, nawet nie szukam ratunku. Przegrałam.
"Nie widziałam cię już od miesiąca.
I nic. Jestem może bledsza,
trochę śpiąca, trochę bardziej milcząca,
lecz widać można żyć bez powietrza!"
- obudź się! - ktoś potrząsnął mną lekko wybudzając z okropnego snu. Usiadłam raptownie, rozglądając się dookoła.
- Ciii, uspokój się, jestem tu. - moje oczy odnalazły właściciela czekoladowych tęczówek. Tommy. Trzymał moje dłonie pocierając je w uspokajającym geście. Odetchnęłam głęboko, to był tylko sen.
- Już dobrze? - popatrzył na mnie z niepokojem. - Chodź tu. - westchnął i jednym stanowczym ruchem przyciągnął mnie do siebie. Z lekkim zaskoczeniem wtuliłam się w jego ciepłe ciało. Zaciągnęłam się jego zapachem, działał niezwykle kojąco. Siedzieliśmy tak wtuleni przez dłuższą chwilę, słuchałam jego miarowego oddechu, był obok mnie. Po tych cholernych czterech latach znów był blisko mnie. Przymknęłam oczy chcąc by ta chwila trwała wiecznie. Czułam się jak cztery lata temu, kiedy wszystko było po staremu. I wtedy zrozumiałam. Uderzyło mnie to co do niego czuję. Ja...ja go kocham. Teraz jestem tego pewna. Kocham go. Chwyciłam się kurczowo jego koszulki próbując wtulić się jeszcze bardziej, pochłonąć więcej tego cudownego zapachu. I w tamtym momencie ku mojemu zdziwieniu, usłyszałam te słowa. Słowa, które podświadomie chciałam usłyszeć już dawno. Człowiek trzymający mnie w objęciach, musiał czytać mi w myślach.
- Kocham Cię, Elena - szepnął ledwo słyszalnie ale moje uszy wyłapały każdą sylabę jego wyznania. Odsunęłam się od niego, i zerknęłam na jego piękną twarz. Wpatrywał się we mnie, czekając na moją reakcję. Wydawało się, że cała jego arogancja, cała to jego władcze usposobienie wyparowało. Wyglądał jak zagubiony chłopiec, gdzieś pomiędzy połami ciemności. Chłopiec desperacko szukający światła. I mogę obiecać jedno... choćby nie wiem co się działo... będę jego światłem.
* * *
- Gdzie jedziemy? - spytałam z udawanym oburzeniem. Nic z niego nie wyciągnę. Siedzieliśmy w samochodzie już od godziny. Tommy zerkał na mnie co chwilę pokazując ten piękny chłopięcy uśmiech. Byłam najszczęśliwszą dziewczyną na świecie, właśnie dzisiejszego ranka ten cudowny chłopak wyznał mi miłość.
- Dobrze, że ubrałaś długie spodnie. - powiedział lustrując mnie wzrokiem. Uśmiechnęłam się. Miałam na sobie zwykłe czarne leginsy, koszulę w kratę i kowbojki. Zwykły strój ale jeśli jemu się podoba, mogę ubierać się tak codziennie.
- Gdzie jedziemy? - spytałam po raz kolejny, mając nadzieję, że tym razem łaskawie mi odpowie. Odwrócił głowę w moją stronę i pochylił się.
- To niespodzianka skarbie. - cmoknął mnie lekko w policzek i wrócił wzrokiem na jezdnię. Zarumieniłam się momentalnie i zakryłam policzki dłońmi. Zaśmiał się cicho, piękny dźwięk odbił się echem w pojeździe.
- Już niedaleko. - poinformował dziesięć minut później, kiedy widział, że wiercę się na siedzeniu.
- Co robisz w weekend? - zapytał nagle, zwracając tym samym całą moją uwagę. Zamyśliłam się chwilę, studiując w myślach mój grafik. Mam się spotkać z Jessicą ale myślę, że nie obrazi się jak spotkamy się innym razem.
- Chyba nie mam konkretnych planów - odparłam czekając na rozwój sytuacji. Zaprosi mnie na randkę?
- Chciałbym, żebyś poszła ze mną do klubu. Będzie Jeremy, Niall i jeszcze kilku znajomych.
- Pójść z Tobą, w sensie jako...
- Jako moja dziewczyna. Chcę, żebyś poszła tam jako moja dziewczyna. - poczułam jak mój żołądek wywraca koziołki. Mimowolnie uśmiechnęłam się szeroko promieniując szczęściem.
- Co się tak szczerzysz? - spytał Tommy udając urażonego.
- Kocham Cię - powiedziałam. Zrobił zaskoczoną minę po czym uśmiechnął się i skręcił w lewo. Moim oczom ukazał się dość spory dom, podobny do tego, w którym mieszkałam jak jeszcze żyła mama. Wysiadłam z auta i rozejrzałam się dookoła.
- Mieszka tu moja ciotka - usłyszałam w odpowiedzi na mój pytający wzrok. Kiwnęłam głową dając znak, że zrozumiałam. Thomas podszedł bliżej i splótł nasze palce. Spuściłam wzrok na nasze dłonie i uśmiechnęłam się. Nareszcie nie czuję się samotna. Nareszcie znalazłam kogoś, kto być może mnie pokocha. Chłopak ujął mój podbródek między swoje palce i podniósł moją głowę. Widziałam radość w jego oczach kiedy nie odwróciłam wzroku. Pochylił się i delikatnie, jakby nie chciał mnie spłoszyć przycisnął swoje usta do moich. Po chwili odsunął się i oblizał wargi, zamrugałam kilkakrotnie. Pocałunek był krótki i uroczy. Szczerze mówiąc podobał mi się o wiele bardziej niż te gorące, namiętne pocałunki.
- Chodźmy - powiedział i mocniej ścisnął moją dłoń. - Chcę Ci coś pokazać - weszliśmy na ganek i ruszyliśmy w stronę drzwi. Rozglądałam się dookoła bez przerwy, zapoznając się z otoczeniem. Na prawo stał wiklinowy fotel, na którym złożony był ciepły koc a obok stał mały stolik do kompletu. Na dywaniku obok drzwi stały zabłocone kalosze i ubrudzone ziemią narzędzia ogrodnicze. Na hakach nad dywanikiem wisiał sztormiak i jakieś ogrodniczki ale to co rzuciło mi się w oczy to kowbojski kapelusz. Uśmiechnęłam się sama do siebie, tata taki nosił. Zawsze jak szliśmy nad rzekę ubierał go i udawał, że reklamuje masło orzechowe. Później sama dostałam taki kapelusz i mam go do dziś. Tak, zawsze dobrze się bawiliśmy. Później kiedy tata odszedł spędzałam dużo czasu z mamą. Złapałam za wisiorek, z którym nigdy się nie rozstawałam i westchnęłam cicho.
- Wszystko w porządku? - spytał Tommy. Potrząsnęłam głową wyrzucając niepotrzebne myśli. Zapewniłam go kiwnięciem głowy i weszliśmy do środka.
- Nareszcie odwiedziłeś starą ciotkę! - wrzasnęła wesoło przysadzista kobieta w fartuchu w kwiaty i stanęła na palcach by pocałować chłopaka. Widać nie był zadowolony ale schylił się posłusznie przyjmując soczyste buziaki. Uśmiechnęłam się lekko, Tommy był taki uroczy.
- Ciociu, to jest Elena - przedstawił mnie a jego ciotka spojrzała na mnie.
- Elena, kochanie! To o tobie Tom tyle mi opowiadał! - powiedziała i złapała mnie w ramiona. Mówił o mnie? Tommy patrzył na mnie z rozbawieniem w oczach po czym złapał mnie za rękę i przyciągnął do swojego boku. Spojrzał znacząco na swoją ciotkę a ta podskoczyła jakby ją olśniło. Zmarszczyłam brwi nie wiedząc o co chodzi.
- Oh tak! Idźcie na podwórze kochani, świeże powietrze bardzo korzystnie wpływa na stan płuc, szczególnie, że całymi dniami wdychacie spaliny a ja przygotuję tartę z malinami! - powiedziała wypychając nas tylnymi drzwiami ale jeszcze przed wyjściem zauważyłam jak puszcza Thomasowi oczko. Co jest grane? Spojrzałam na Thomasa, wyglądał jakby mentalnie strzelał sobie facepalma.
- Ciotka nie jest urodzoną aktorką. - stwierdził po czym złapał moją dłoń i poprowadził do szopy stojącej za domem. Było tu pięknie. Zadbany ogródek pełen najróżniejszych warzyw i owoców, oczko wodne a nawet strach na wróble. No i wszędzie gdzie tylko nie spojrzeć rozciągały się pola.
- To wszystko należy do Twojej cioci? - spytałam zaciekawiona.
- Tak ale teraz czas na niespodziankę. - zmarszczyłam brwi po raz kolejny i spojrzałam na niego nie mogąc powstrzymać uśmiechu. Staliśmy pod drewnianą, ładną, zadbaną szopą. Thomas wyciągnął rękę, w której trzymał czarną opaskę na oczy.
- Zaufaj mi. - kiwnęłam głową i pozwoliłam pozbawić się możliwości widzenia. Chwyciłam kurczowo dłoń Thomasa, kiedy zrobiło się czarno. Słuchałam jego głosu, podążając za nim. Wszystkie moje zmysły nagle się wyostrzyły. Słyszałam każdy szelest, każdy szmer, każdy jego krok. Usłyszałam skrzypnięcie drzwi po czym stanęłam na równym podłożu w jakimś pomieszczeniu.
- Kucnij. - usłyszałam polecenie i z lekką wahaniem wykonałam je.
- Nie bój się, kochanie. Zostań tu, nie ruszaj się. Zaraz wrócę. I nie podglądaj. Spodoba Ci się. - zaniepokojona poczułam jak ciepła dłoń chłopaka wyślizguje się z mojej i zostałam sama. Odetchnęłam głośno, bawiąc się palcami. Wciągnęłam powietrze próbując rozpoznać otoczenie za pomocą węchu. I udało się, zapach z dzieciństwa wdarł się w moje nozdrza przywołując wspomnienia. Znajdowałam się w stajni, na pewno są tu konie, czuję sino i zapach tych zwierząt. Do moich uszu dobiegł głos Thomasa, a chwilę później usłyszałam dźwięk pazurków odbijających się od kafelek. Były coraz bliżej i bliżej aż w końcu poczułam pod palcami miękkie futerko. Ściągnęłam powoli opaskę, jak gdyby bojąc się, że to tylko sen i zaraz się obudzę. Spojrzałam w dół, na stworzenie siedzące przede mną i zaniemówiłam. Złoty Golden Retriever wpatrywał się we mnie, wesoło merdając ogonkiem. Poczułam łzy napływające do moich oczu, których nie miałam zamiaru zatrzymywać. Podniosłam wzrok i zatrzymałam go na Thomasie. Uśmiechał się do mnie, cieszył się razem ze mną. Chwyciłam psa w objęcia chowając twarz w miękkiej sierści. Lucy zapiszczała smutno, jakby chciała powiedzieć, że też tęskniła. Płakałam ze szczęścia, pierwszy raz od czterech lat płakałam ze szczęścia. Spojrzałam na Thomasa, łzy rozmazały obraz ale nadal widziałam jego sylwetkę. Wstałam i zarzuciłam mu ręce na szyję wtulając się w niego tak mocno jakbym bała się, że zniknie. Bo się bałam.
- Proszę uszczypnij mnie. Wybudź mnie z tego snu zanim całkiem w niego popadnę. Zanim sprawi, że gdy się obudzę będę jeszcze większym wrakiem człowieka niż byłam. - słuchał tego spokojnie, pozwalając bym wypłakała się w jego szyję. Słone kropelki spływały po jego obojczyku mocząc koszulkę. Oplótł ramionami moje kruche ciało i przytulił mnie mocno, składając je w jedną całość. Poczułam lekkie uszczypnięcie.
- Widzisz? Jestem tu nadal. I Lucy też. Zrozum, że zrobię wszystko, żebyś była szczęśliwa. Zrobię wszystko byś mnie nie nienawidziła. Zrobię wszystko by naprawić krzywdę, którą Ci wyrządziłem.
- Dziękuję - szepnęłam. To było jedyne słowo a które było mnie stać w tamtym momencie.
- Hej, nie płacz - szepnął wprost do mojego ucha. Wtulił nos w moje włosy i zaciągnął się ich zapachem. - To nie koniec niespodzianek kochanie. - powiedział a ja otarłam łzy i odsunęłam się.
- Jesteś taka delikatna. Jak księżniczka. - chwycił moją dłoń i cmoknął jej zewnętrzną stronę po czym poprowadził mnie wgłąb stajni. Lucy zaszczekała wesoło i poszła za nami. Podeszliśmy do jednego boksu i zobaczyłam Horiato, pięknego gniadego konia, który niegdyś był mój. Wyciągnęłam lewą dłoń a prawą zasłoniłam sobie usta powstrzymując szloch. Koń zbliżył się i przycisnął łeb do mojej wyciągniętej dłoni. Łzy zaczęły spływać mi po policzkach. Objęłam ramionami głowę rumaka a ten położył ją na moim ramieniu przytulając mnie. Byłam szczęśliwa. Szczęśliwa jak nigdy. Cały świat zaczął mi się odbudowywać na nowo. Miałam Tommy'ego, Lucy i moje konie. Wszystko to co zostało mi odebrane.
- Z Arią się nie przywitasz? - spytał Tommy widząc moje szczęście. Odwróciłam się i zobaczyłam kasztanową klacz z białym wąskim paskiem biegnącym między oczami przez cały pysk. Fachowo nazywa się to wąską łysiną ale osobiście nie lubię tego określenia. Wpatrywałam się w konia, który parsknął głośno, domagając się uwagi. Podeszłam do niej i otuliłam ją ramionami jak uprzednio Horiato.
- Co powiesz na przejażdżkę? - spytał a ja będąc w rozsypce psychicznej bardzo entuzjastycznie kiwnęłam głową. Obdarzył mnie tym swoim chłopięcym uśmiechem i poprowadził do domu.
- Ciocia na pewno ma jakąś kurtkę dla Ciebie - powiedział. Kazał mi ubrać się ciepło, bo stwierdził, że jak mnie przewieje to będzie miał poczucie winy. Tak więc po tym jak upewnił się, że jestem ciepło ubrana, podsadził mnie i już chwilę potem siedziałam na grzbiecie Arii. Patrzałam jak z wielką gracją wdrapuje się na grzbiet Horiato. Wyjechaliśmy ze stajni na otwarte pole i stanęliśmy obok siebie. Widziałam, że Tommy nie za pewnie czuje się na koniu ale było pewne, że mi się do tego nie przyzna. Zaśmiałam się cicho pod nosem widząc jego lekki strach w oczach.
- Rozluźnij się - poinstruowałam. Ta sytuacja była dla mnie bardzo zabawna. Patrzałam jak sztywno siedzi w siodle, w ogóle nie współpracował z ciałem Horiato. Zachichotałam pod nosem.
- Serio, rozluźnij się. Horiato nie wie jak ma jechać. Dopasuj się do niego. - i już chciałam pokazać mu jak się to robi kiedy usłyszałam.
- Elena proszę Cię nie jedź za szybko. nie chcę, żebyś spadła z dwumetrowego konia. - przewróciłam oczami. Dzisiaj odpuszczę sobie szybką jazdę. Pociągnęłam za uprząż ustawiając Arię równolegle do Horiato. Zauważyłam, że chłopak rozluźnił się trochę. Uśmiechnęłam się do siebie. Tak bardzo stara się i to tylko dla mnie.
- Nie nienawidzę Cię. - szepnęłam. Konie zsynchronizowały się, szły spokojnie i powoli. Tommy odwrócił głowę w moją stronę.
- Nigdy Cię nienawidziłam. - zapewniłam go. Tak na prawdę, zawsze go kochałam.
Horiato i Aria |
Horiato i Elena |
___________________________________________________________________________
Tak wyglądała Elena :)
A teraz tak, chyba powinnam się jakoś wytłumaczyć, a przynajmniej spróbować. Wiem, że nie pisałam przez dwa miesiące i baaardzo was za to przepraszam! :( W sierpniu miałam urodziny, później trzeba było ogarnąć szkołę i teraz mam mnóstwo nauki i jeszcze bierzmowanie :/ Mam nadzieję, że nie będziecie się gniewać i zostaniecie do końca opowiadania :)
A co do rozdziału, pisałam go przez miesiąc, co chwila nie miałam weny albo czasu ale w końcu go skończyłam. Mam nadzieje, że się wam spodoba.
Zauważyłyście pewnie pochyłą czcionkę, tam gdzie zaczyna się punkt widzenia Eleny, oznacza to sen :)
Natomiast pochyła czcionka pod koniec punktu widzenia Thomasa to cytat z filmu " Harry Potter i Więzień Azkabanu" Mam nadzieję, że wam nie pomieszałam ale naprawdę nie wiedziałam jak by to tu zapisać ;-;
Kolejną rzeczą jest taki mały przerywnik po śnie Eleny. Jest to wiersz Marii Pawlikowskiej- Jasnorzewskiej pt. "Miłość" Myślę, że spodoba Wam się taka forma :)
No to do następnego!
A teraz tak, chyba powinnam się jakoś wytłumaczyć, a przynajmniej spróbować. Wiem, że nie pisałam przez dwa miesiące i baaardzo was za to przepraszam! :( W sierpniu miałam urodziny, później trzeba było ogarnąć szkołę i teraz mam mnóstwo nauki i jeszcze bierzmowanie :/ Mam nadzieję, że nie będziecie się gniewać i zostaniecie do końca opowiadania :)
A co do rozdziału, pisałam go przez miesiąc, co chwila nie miałam weny albo czasu ale w końcu go skończyłam. Mam nadzieje, że się wam spodoba.
Zauważyłyście pewnie pochyłą czcionkę, tam gdzie zaczyna się punkt widzenia Eleny, oznacza to sen :)
Natomiast pochyła czcionka pod koniec punktu widzenia Thomasa to cytat z filmu " Harry Potter i Więzień Azkabanu" Mam nadzieję, że wam nie pomieszałam ale naprawdę nie wiedziałam jak by to tu zapisać ;-;
Kolejną rzeczą jest taki mały przerywnik po śnie Eleny. Jest to wiersz Marii Pawlikowskiej- Jasnorzewskiej pt. "Miłość" Myślę, że spodoba Wam się taka forma :)
No to do następnego!